Książka druga. Czysta karma. Część 2
Zazdrość
Informacje, które otrzymał czytelnik, przekazuję prawie każdemu pacjentowi. Inercja duszy jest niepomiernie większa od inercji naszej świadomości. Zatem dla prawidłowego ukierunkowania duszy potrzebne są długie i męczące wysiłki. Im głębiej i bardziej zrozumiale wyjaśnię sytuację, tym łatwiej będzie pacjentowi wykaraskać się z niej.
Właśnie opowiadam to wszystko leżącemu przede mną na łóżku choremu, który ma ciężki uraz mózgu. Ostatnimi czasy często kłócił się z żoną, odczuwał obrazę i zazdrość. Ponieważ zazdrość jest nienawiścią, blokowana jest głowa. Czyli pojawiają się urazy głowy, wylewy krwi do mózgu, pogorszenia słuchu i wzroku, zapalenia jamy nosowo-gardłowej, stwardnienie rozsiane lub rak.
– Tak więc zazdrość i agresja doprowadziły pana do dużych problemów. U podłoża zazdrości leży pragnienie, by ukochanego człowieka i związek z nim postawić ponad miłość do Boga. Dlatego właśnie bliscy ludzie powinni byli obrażać pana, kłócić się i zrywać stosunki. Nie akceptując tego, gromadził pan agresję, która wcześniej czy później musiała spowodować chorobę. A teraz niech pan wysłucha najważniejszego. Tej agresji powinno być w panu pięć razy mniej, lecz w pana przypadku gromadzenie agresji następowało o wiele szybciej niż u innych. Przyczyną jest ogromna pycha, u której podstaw leży przywiązanie duszy do mądrości. A przywiązał się pan do niej osądzając kierownictwo swojej firmy za nieprzemyślane działania. Proszę wyobrazić sobie płynącą łódkę, pod którą na dnie znajdują się kamienie. Przyjmijmy, że kamienie są przywiązaniem do pieniędzy, dóbr materialnych i pomyślnego losu. Jeśli pycha jest niewielka, to wody jest dużo, uderzenia o dno są słabe i agresja również mała. Więc choroba jest niepotrzebna. Podwyższona pycha przyciska człowieka do ziemi, poziom wody obniża się i kamienie przebijają dno łódki.
Poprzez ostatnie dwa lata wzmocnił pan wewnętrzne pretensje do ludzi, a zwłaszcza do kierownictwa, obrażając się i osądzając za nierozsądne postępowanie. Wtedy pańska pycha zaczęła gwałtownie rosnąć. Odpowiednio wzmocniło się przylgnięcie do ukochanej osoby i rodziny. Aby mógł pan przeżyć, żona musiała coraz bardziej pana obrażać i wszczynać kłótnie. Był to najbardziej „oszczędzający” wariant doprowadzenia pana do normy, lecz pan go nie przyjął. A więc musiała przyjść choroba lub uraz.
– Tak – ze zdumieniem zgadza się pacjent. – Wszystko to wygląda na prawdę.
Myśli w skupieniu, po czym zadaje pytanie:
– By wyleczyć się, muszę przejrzeć wstecz całe swoje życie i przyjąć wszystko jako dane od Boga? Zrobię to. Jednak nie rozumiem, jak mam postępować w pracy? Patrzeć na tę tępotę i idiotyzm i nic nie robić?
– Cały czas usiłuje pan pracować jednym trybem – albo prawym, albo lewym. Trzeba zdobyć kontrolę nad sytuacją. Osiągnąć to można poprzez nieakceptowanie tej sytuacji, walkę z nią i podporządkowanie jej sobie na zewnątrz przy jednoczesnej całkowitej akceptacji jej wewnątrz. Na zewnątrz obcuje pan z ludźmi, natomiast wewnątrz z Bogiem. To, co czyni pan na zewnątrz, przeniesione do wewnątrz staje się swoim własnym przeciwieństwem. Jeśli na zewnątrz pańskie przeciwdziałanie sytuacji i chęć dopasowania jej do swoich potrzeb daje zdrowie, to przeniesione do wewnątrz powoduje chorobę. Wcześniej człowiek mniej więcej utrzymywał harmonię, gdyż od dzieciństwa wychowywany był w atmosferze duchowości i Boskości, czyli w braku nienawiści i agresji oraz w akceptacji i postrzeganiu wszystkiego, co istnieje jako rozsądnego. Kiedy dziecko dorastało i życie popychało je do czegoś przeciwnego, uformowane wewnątrz niego świetliste jądro nie wpuszczało do siebie agresji. Była to naturalna dialektyka. Obecnie stało się to koncepcją, która jest dość trudna do zaakceptowania.