Książka trzecia. Miłość
Wstęp
Im doskonalszy jest system, tym silniejszą ma tendencję do izolowania się od świata i ukierunkowywania tylko na siebie. Oznacza to, że prawdziwa doskonałość powinna zawierać w sobie negację siebie, gdyż jest to warunkiem jej przeżycia.
Ostatnio zauważyłem, że staram się rozwiązywać wszystkie problemy tylko poprzez metodę duchowego oczyszczania. Teoretycznie mam rację, lecz niekiedy może zabraknąć czasu, by zdążyć oczyścić się duchowo. Wtedy konieczne jest prawidłowe działanie.
Pacjent opowiedział mi kiedyś taką historię:
– U pewnej kobiety w jamie ustnej zaczęły się pojawiać liczne ranki, żadne leki nie pomagały. Odwiedziła najlepszych moskiewskich lekarzy, lecz nie przyniosło to żadnego rezultatu. Zwracała się do największych zagranicznych sław medycznych, ale nie zdrowiała. Korzystała również z usług bioenergoterapeutów, którzy próbowali jej pomóc. Następowała pewna poprawa, lecz później wszystko zaczynało się od nowa. Wszystkie próby wyleczenia były bezowocne. Po jakimś czasie przypadkiem wspomniała w rozmowie o swoich problemach, a wtedy jej rozmówca zauważył:
– Masz na zębach metalowe koronki, które utleniają się, a to powoduje pojawianie się ranek.
Gdy kobieta zmieniła koronki, problem zniknął.
Zetknąłem się z podobną sytuacją. Poproszono mnie, bym pomógł dyrektorowi niewielkiej firmy.
– Przeczytałem pańską książkę – opowiada – nie jestem przywiązany do pieniędzy. Płacę swoim pracownikom więcej, niż realnie powinni zarabiać. Na zdrowie również nie żałuję pieniędzy. Lecz ostatnio cały czas prześladuje mnie poczucie jakiejś niepomyślności.
– Ma pan dobrą intuicję – powiedziałem mu. – Jedyne przywiązanie, które widzę u pana to przywiązanie do szczęśliwej rodziny. Więc nieprzyjemności losu przyjmuje pan z pewnym oporem. Ten program przechodzi na pańskich podwładnych.
Popatrzyłem na pola pracowników firmy i zobaczyłem, że mają podobne naruszenie. Był to najprostszy przypadek, dlatego szybko o nim zapomniałem. Niebawem znowu spotkałem się z tym dyrektorem.
– Wie pan – powiedział mi – moi pracownicy zaczęli doznawać nieprzyjemności. Chciałbym się zorientować, o co chodzi. Poza tym pojawiła się we mnie jakaś niezrozumiała agresja wobec współpracowników.
Patrzę najpierw na pola otaczających go ludzi i widzę silną agresję. U jej podstaw leży przywiązanie do pomyślnego losu oraz pogarda wobec innych. Na poziomie pola widać, jak ich dusze stają się zatwardziałe. Przy czym jest to zdecydowanie związane z ich dyrektorem. Oznacza to, że z powodu jakiejś niepomyślności wzrosła jego agresja lub nie przeszedł próby. Diagnozuję go i jestem bardzo zaskoczony, gdyż nie znajduję żadnej agresji. Wychodzi na to, że jego stan duchowy nie ma z tym nic wspólnego. Przez około godzinę rozmawiam z nim i gorączkowo staram się znaleźć przyczynę. Ma dwa-trzy warianty ewentualnych problemów, lecz widzę, że nie są związane z tą sytuacją. Równolegle rozpatruję w swoim umyśle dziesiątki innych wariantów, lecz za każdym razem brnę w ślepy zaułek. Kiedy wszystkie moje stereotypy rozpadły się i przestały działać, w głowie powstała pustka. Rozwiązanie przyszło łatwo i niespodziewanie.
– Deprawuje pan swoich pracowników wysoką pensją.
Mój rozmówca speszył się.
– Jak mam to rozumieć?
– Jeśli człowiek popełnia błędy i nie jest za to karany, rośnie jego przywiązanie do pomyślnego losu, a dusza staje się pyszna i agresywna. Jeśli człowiek otrzymuje wysoką pensję, mając świadomość, że nie zapracował na nią oraz widzi, że inni za tę samą pracę otrzymują o wiele mniej, to również zwiększa się jego przywiązanie do pomyślnego losu. W takiej sytuacji trudno jest pozostać zrównoważonym. Artystom, twórcom udaje się to o wiele łatwiej, natomiast zwykłym pracownikom jest bardzo trudno. Chce pan dobra dla swoich pracowników. W pana rozumieniu oznacza to brak kary za przewinienia oraz wysoką pensję, czyli stworzenie jak największego komfortu duchowego i fizycznego podwładnym. W ten sposób coraz silniej przywiązuje ich pan do pomyślności i stabilności. Dlatego podświadomie powinni burzyć tę stabilność, aby przeżyć. Zazwyczaj w takiej sytuacji pracownicy powinni byli pogrążyć firmę, czyli źródło niebezpieczeństwa. Ponieważ ma pan dobrą intuicję i energetykę, rozpada się nie tyle praca, co losy podwładnych. U jednego z pańskich pracowników sytuacja zmierza ku śmierci, u drugiego w polu znajduje się hieroglif śmierci. Jeśli oni zginą, ukarany zostanie pan. Wcześniej rodzice uważali, że sens pedagogiki polega na stworzeniu dziecku najbardziej komfortowych warunków i na ciągłym prawieniu morałów. Dziecko jednak nigdy nie przyswaja morałów, nawet czyny i postępowanie rodziców nie są najważniejsze. Najważniejsze co prowadzi i wychowuje dziecko to wewnętrzny stan duszy jego rodziców. Pedagogika to z jednej strony miłość do dziecka, a z drugiej stworzenie sytuacji, z którymi zetknie się w życiu oraz asekurowanie go w tych sytuacjach. Jeśli rodzic surowo ukarze dziecko za przewinienie, jednocześnie okazując mu miłość, będzie to o wiele lepsze niż niechęć do wyrządzania mu duchowego i fizycznego bólu. Dobroć bez dyscypliny jest tak samo niebezpieczna jak przemoc i okrucieństwo.
Dzwoni do mnie pacjentka, moja stara znajoma. Pamiętam, jak zdiagnozowano u niej raka nerki i zaproponowano jej usunięcie. Odbyliśmy wtedy poważną rozmowę.
– Gdyby pani druga nerka była energetycznie w trochę lepszym stanie, operacja miałaby sens. Lecz jej energetyka jest na tyle niezrównoważona, że operacja raczej nie pomoże.
Później lekarze wycofali się z tej diagnozy, jednak co jakiś czas zdzwanialiśmy się i rozmawialiśmy już nie o problemach zdrowotnych, lecz przeprowadzałem analizę różnych sytuacji. Tym razem nie wiadomo czemu pojawiła się u niej wysoka temperatura, około 40°. Dostrzegam przywiązanie do duchowości i pomyślnego losu.
– Niech pani przypomni sobie wszystkie nieprzyjemne sytuacje i pozbędzie się agresji. Proszę zadzwonić jutro.
Gdy następnego dnia dzwoni do mnie, nie widzę żadnych zmian. Znowu patrzę na jej pole i wyjaśniam:
– Swoje rozdrażnienie, niezadowolenie i żal przekazała pani córce i przyszłym wnukom. Proszę modlić się za nich.
Następnego dnia znowu dzwoni i mówi, że jej stan pogorszył się jeszcze bardziej.
– Nie potrafiła pani oczyścić córki z przywiązania do duchowości i pomyślnego losu. Duchowość to nie tylko moralność i sprawiedliwość, lecz także plany, cele, zadania, porządek. Przywiązanie do porządku leczone jest poprzez jego rozpad oraz nieuczciwe zachowanie ze strony innych ludzi.
– O jakim porządku pan mówi – wzdycha kobieta. – Kilka miesięcy temu przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Mamy taki bałagan, że nie potrafię już więcej wytrzymać. Specjalnie wzięłam urlop, by wszystko posprzątać, lecz natychmiast zachorowałam.
Wtedy mnie olśniło:
– Zachorowała pani dlatego, że chciała zrobić porządek. Gdyby go pani zrobiła, mogłaby zachorować córka. Przylgnięcie do stabilności i porządku gwałtownie by się wzmocniło. Proszę zrozumieć, że życie nie jest porządkiem. Przemiana materii to rozpad, lecz kontrolowany. Brak przemiany materii występuje jedynie u trupa. Życie jest wahadłowym procesem pomiędzy chaosem a porządkiem. Porządek często bywa niebezpieczniejszy niż chaos. Irytując się na postępujących niezgodnie z pani planami, na naruszających pani stabilność i wyobrażenie o pomyślności, tak bardzo przylgnęła pani do tego, że zaczęła absolutyzować porządek i przekazała to potomkom.
Następnego dnia temperatura u kobiety wróciła do normy.
Dzwonią do mnie pacjenci – mąż i żona:
– W tym samym czasie zmogła nas choroba – skarżą się. – U żony niby wszystko było w porządku, a potem nagle wszystko się rozpadło.
– Teraz jest jesień – wyjaśniam im – wzmacnia się kontakt ze światem zmarłych, gdzie znajdują się zasoby naszej świadomości. Wypływają wcześniej niezauważalne „brudy”, dlatego gwałtownie zaostrzają się problemy.
Następnie zwracam się do mężczyzny:
– Jest pan przywiązany do ziemskich wartości – pieniędzy i pomyślnego losu. Pieniądze są nie tylko materialną pomyślnością, lecz także symbolem stabilności i władzy. W pana przypadku destabilizacja ziemskich wartości często następowała poprzez żonę. Nieprzyjmowanie oczyszczenia manifestowało się jako obrażanie się. Zachowując urazy, przywiązał pan swojego syna do ziemskich wartości. Ma niezbyt dobre pole, dlatego boli pana serce. Małżonka jest przywiązana do duchowości. Tacy ludzie mają poczucie, że zawsze mają rację i chcą narzucić wszystkim swoje postrzeganie świata. Często im się wydaje, że otaczający świat i ludzie są niesprawiedliwi. Odczuwają ciągłą pogardę i rozdrażnienie wobec ludzi burzących ich plany i stereotypy zachowania. Pańska żona poprzez agresję przywiązała do duchowości syna i córkę. Aby przeżyć, córka powinna wznieść się ponad duchowość lub z niej zrezygnować, czyli swoim zachowaniem łamać zasady moralne.
– Pani – wyjaśniam przez telefon kobiecie – przez ostatnie kilka miesięcy osądzała i pogardzała swoją córką, nie rozumiejąc, że jest autorem takiego właśnie jej zachowania. Więc zamiast pomóc córce, pani mimowolnie ją pogrążała. Dlatego ma pani teraz problemy ze zdrowiem. Obecnie te problemy ratują życie córki.
Mąż pyta mnie:
– Teraz strasznie boli mnie serce, czy trzeba wezwać pogotowie i zażywać lekarstwa?
– Pańska podświadoma agresja może teraz zabić żonę. Ta agresja jest blokowana poprzez ból serca, dlatego leki uratują pana, ale zniszczą żonę. Dopuszczalna jest równoległa praca, czyli może pan zażywać leki, jednocześnie modląc się i oczyszczając duszę.
Parę dni później znowu dzwonią do mnie – ich stan polepszył się, lecz nieznacznie.
– Obecnie nastał czas – wyjaśniam im – w którym nikt nie będzie mógł być materialistą lub idealistą. Wcześniej człowiek przywiązywał się do ziemskiego i odrywał się od Boga, jego ciało chorowało i umierało. Potem odpychał od siebie ziemskie i kierował się ku duchowemu. W tym czasie był szczęśliwy na jakieś 98 procent. Później przywiązywał się do duchowego, a wtedy zaczynał chorować jego duch.
Przez dłuższy czas naukowcy stanowczo odróżniali racjonalne od irracjonalnego – myśli od uczuć. Lecz każdemu poważnemu odkryciu towarzyszyło to, co nazywamy intuicyjnym przełomem, olśnieniem. U podstaw nauki leży doświadczenie, eksperyment. Poprzez eksperyment sprawdzana jest jakaś idea lub koncepcja, innymi słowy – jak mawiają naukowcy – eksperyment rodzi odkrycie. Lecz by przeprowadzić eksperyment, trzeba intuicyjnie znać rezultat. Na głębokim poziomie emocjonalnym eksperyment i odkrycie już się odbyły, pozostaje je po prostu zrealizować. U podstaw wszystkiego leżą nowe emocjonalne modele postrzegania świata. Przekazuje je sztuka, filozofia i religia, a także sytuacje życiowe, przydarzające się nam codziennie. Zachowanie miłości podczas przechodzenia przez wszystkie kolizje życiowe przynosi nam bogactwo uczuć. Gdy nauka próbuje połączyć rozerwane ogniwa, używając jedynie logiki, często trafia w ślepy zaułek.
Niedawno mój przyjaciel urolog zadał mi ciekawe pytanie:
– Czy mógłbyś wyjaśnić mi taki przypadek? Człowiek przechodzi leczenie rzęsistkowicy. Brak rezultatu. Powtórny cykl leczenia również nie przynosi efektu. Po jakimś czasie badania wykazują, że nic się nie zmieniło. Potem nagle bez żadnych widocznych przyczyn infekcja znika. Przeprowadzone badania potwierdzają to. Mija kilka miesięcy i badania wykrywają w moczu martwe pierwotniaki rzęsistka. Pod mikroskopem wygląda to tak, jakby pacjent przeszedł intensywny cykl leczenia.
– Przy pomocy życiowej logiki nie da się tego wytłumaczyć. Lecz logika tu jest, trzeba tylko przyjąć inną koncepcję. Wyjściowa koncepcja zakłada, że lekarstwo oddziałuje na infekcję, na mikroorganizmy chorobotwórcze. Sam człowiek i jego stan nie były brane pod uwagę. Ostatnio lekarze zaczęli uwzględniać system odpornościowy pacjenta, więc dla zwiększenia efektywności oddziaływania leków najpierw wzmacniali jego system odpornościowy. Lecz koncepcja się nie zmieniła – infekcja jest postrzegana jako zło. Jednak w rzeczywistości infekcja blokuje podświadomą agresję różnego rodzaju, która deformuje struktury pola oraz obniża miejscowo i całościowo system odpornościowy. Pewnie że można stosować najpierw preparaty wzmacniające system immunologiczny, a następnie zwalczać infekcję antybiotykami, lecz wyleczywszy jedno, pogarszamy drugie.
Niedawno był u mnie na wizycie pewien mężczyzna. Ma pięćdziesiąt lat, a czuje się całkowitym impotentem. Zazwyczaj impotencja jest skutkiem takich uczuć wobec kobiet, jak: zazdrość, pogarda i obrażanie się. Ta agresja powraca do autora i program samozniszczenia rujnuje układ moczowo-płciowy. Wyjaśniam pacjentowi:
– Obrażał się pan na siebie, tylko że ma pan inne czułe punkty, którymi są zdolności, doskonałość, los, przyszłość. Pana program samozniszczenia około półtora raza przekracza poziom śmiertelny. Oznacza to, że albo następuje gwałtowny spadek potencji, albo pojawiają się hemoroidy, albo zaczyna się infekcja dróg moczowych. Jeśli skutecznie wyleczy się infekcję, pojawia się impotencja, dlatego lepiej zacząć od najważniejszego. Nawiasem mówiąc, starzenie się jest w dużym stopniu rezultatem zgromadzonych pretensji do otaczającego świata, siebie i Boga.
Powróćmy do infekcji. W zależności od wewnętrznego stanu, emocjonalnego ukierunkowania człowieka, jego podświadoma agresja wzrasta lub zmniejsza się. Gdy człowiek łyka tabletki i przechodzi cykl leczenia, następuje podświadome poskromienie cielesnych, seksualnych przyjemności, seksualnych relacji. Seks kojarzy się z bólem i chorobą. Jest to przymusowe oderwanie od ziemskich przyjemności. Gdy człowiek modli się, pości i głoduje, zachodzi ten sam proces, tylko że jest dobrowolny. Program poskromienia stopniowo przenika do podświadomości i, jak tylko zejdzie do pewnego poziomu, podświadoma agresja opada, ponieważ gwałtownie obniża się powiązanie duszy z przyjemnościami seksualnymi. Infekcja staje się niepotrzebna, więc organizm szybko ją likwiduje. Lecz organizm przechowuje w pewnej strefie świeżą infekcję na wypadek, gdyby człowiek znów rzucił się na cielesne przyjemności. Gdy agresja wzrasta powoli, infekcja zaczyna wychodzić z tej strefy. Jednak otaczające środowisko jest jeszcze dość aktywne, więc mikroorganizmy w nim giną. Po kontakcie seksualnym, który wielokrotnie wzmacnia przywiązanie do cielesnych przyjemności, agresja wzrasta gwałtownie, wtedy strefa otwiera się i mikroorganizmy aktywnie się rozmnażają, a człowiek uważa, że zaraził się podczas kontaktu seksualnego. Jeśli podświadoma agresja mężczyzny wobec kobiet jest wysoka, to spośród kilku kobiet intuicyjnie wybierze tę, która ma infekcję lub najbardziej wstrętny charakter. Będzie go do niej prowadził jego los lub sobowtór. Obraza jest ukrytym życzeniem śmierci, więc, mówiąc obrazowo, jeśli palec chce zniszczyć rękę lub cały organizm, zazwyczaj z palcem się nie patyczkują.
– Rozumiem, o czym mówisz – odpowiada przyjaciel. – Praca duchowa to oczywiście wspaniała rzecz, lecz nie każdy potrafi od razu zmienić siebie. W takim przypadku leki jednak pomagają. Zgadzasz się?
– Zgadzam się!
– Chciałbym cię sprawdzić. Czy potrafisz według nazw leków określić, które z nich będą najbardziej skuteczne w zwalczaniu chlamydiozy? Obecnie lekarze urolodzy leczą metodą prób i błędów. Przeprowadzają cykl leczenia, nie ma efektów – przeprowadzają kolejny. To, że pacjent zielenieje i rozpada mu się wątroba, jest sprawą drugorzędną. Pobieram florę bakteryjną pacjenta, po czym jest sprawdzana w laboratorium pod kątem reagowania na różne leki. Pomaga to zaoszczędzić czas i zdrowie pacjenta. Obecnie chcę sprawdzić, jak pobrane chlamydie reagują na czternaście nowych preparatów.
Przyjaciel zaczyna je wymieniać, a ja intuicyjnie sprawdzam ich skuteczność. Według moich odczuć, tylko dwa preparaty mogą przynieść jakiś efekt. Za tydzień zdzwaniamy się. Lekarze sprawdzili efektywność lekarstw na kulturach bakterii, pozytywne wyniki dały tylko dwa. Właśnie te, które wymieniłem.
– To po prostu cud – dziwi się przyjaciel.
– To nie cud – odpowiadam. – Każdy z nas posiada te informacje, lecz nie umiemy prawidłowo z nich korzystać. Jeśli przyjmując coś, nie zaczynamy od razu analizować wariantów i oceniać ich skutków, które mogą nastąpić – może się to smutnie skończyć. Im efektywniej działa lekarstwo, tym większa powinna być duchowa praca pacjenta nad sobą. W danym przypadku pomoże ciągła modlitwa, długi post, zaprzestanie kontaktów seksualnych. Można do tego dołączyć ćwiczenia fizyczne i oddechowe – wtedy lekarstwo pomoże, a nie zaszkodzi.
– Dobrze. A jeśli dołączyć akupunkturę?
– Tutaj wszystko zależy od osobowości akupunkturzysty. Dwaj różni lekarze, zupełnie jednakowo oddziałując igłami, otrzymują zupełnie różne wyniki. Poza tym nie każdemu człowiekowi dane jest zostać lekarzem, a tym bardziej akupunkturzystą. Nawet przepisując tabletki, lekarz podłącza swoją energetykę. Dlatego zawsze powinien być trochę księdzem. Dopiero mając w duszy spory zapas miłości, można stać się dobrym lekarzem. Wtedy, przepisując choremu tabletki dla uzdrowienia ciała, lekarz intuicyjnie leczy duszę. Natomiast gdy jego zapas miłości jest mały, leczy jedynie ciało, wyrządzając przy tym szkodę duszy pacjenta, a później płaci za to zdrowiem swoim i swoich bliskich. Według statystyk średnia życia lekarzy jest krótsza niż ludzi innych zawodów. Aby ją wydłużyć, lekarze powinni nie tylko ciągle gromadzić zapas miłości w duszy, lecz także zrozumieć jedną prostą prawdę: żaden lekarz ani żaden uzdrowiciel nigdy nie leczył i leczyć nie będzie – on jedynie pomaga choremu wyzdrowieć.
Niedawno postanowiłem zrobić sobie mały egzamin. Powiedziano mi, że sok pewnych roślin po odpowiednim przetworzeniu wykazuje działanie lecznicze. Do roztworu zawierającego sok różnych roślin wprowadzano komórki rakowe, które w jednym roztworze ginęły, a w drugim aktywnie się rozmnażały.
– Czy mogę spróbować określić, w którym środowisku komórki giną, a w którym się rozwijają? – zaproponowałem.
Postawiono przede mną pięć butelek. Wśród nich znajdowały się dwie, z zawartością których przeprowadzano eksperymenty.
– W tych dwóch butelkach można zaobserwować aktywny rozwój, a w tych trzech obumieranie komórek rakowych – powiedziałem.
Moi egzaminatorzy uśmiechnęli się.
– Wszystko się zgadza.
W jednej z tych dwóch butelek, gdzie następował rozwój komórek, znajdował się wyciąg z buraków. W kolejnych dwóch butelkach był wyciąg z kapusty, gdzie zaobserwowano obumieranie komórek rakowych. W pozostałych dwóch znajdowały się wyciągi z marchewki i pietruszki. Ich działanie dopiero należało sprawdzić. W zasadzie wszystko jest podobne. Jeśli będziemy jeść marchewkę, to nasz wzrok się poprawi i zmniejszy zazdrość. Czyli nie chodzi o mikroelementy, lecz o energetykę.
Lepiej aby osoby zazdrosne spożywały kasze, kapustę, marchew, pietruszkę, mniej pomidorów, zamiast wieprzowiny – baraninę, gdyż wieprzowina wzmacnia zazdrość. W pierwszej książce pisałem o tym, jak pewien mężczyzna pił krew zabitych świń, co negatywnie wpłynęło na jego syna. Świńska krew zawierała informacje nie tyle o strachu, ile o przywiązaniu do linii losu – przyjemności seksualnych, jedzenia, czyli do wszystkich cielesnych przyjemności, które uziemiają duszę.
Gdy człowiek ciągle odżywia się smacznie i różnorodnie, odkrywa coraz więcej informacji zawartych w pożywieniu, po czym staje się od tego pożywienia zależnym. Wygląda na to, że jedzenie okresowo powinno stawać się jednostajne. Dlatego chleb i kasze to jedne z najlepszych produktów.
Przywykłem uważać, że otrzymywanie nowej informacji wygląda jak niespodziewany prezent. Na człowieka spływa olśnienie – jeden ma w tym większe szczęście, drugi mniejsze. W każdym razie tak jest napisane w książkach. Okazuje się, że nowa informacja zawsze przychodzi z bólem i cierpieniem – jako siła zła, jako rozpad. Jeśli człowiek zachowuje miłość i nie powstaje w nim złość, to przechodzi próbę. Wtedy następuje etap przyswajania informacji, który przebiega dość łatwo. Właśnie on jest odbierany jako olśnienie, nowa idea. Dopiero później zrozumiałem, o co tu chodzi… Potem zacząłem wyjaśniać pacjentom, że podstawową konstrukcją świata jest miłość. Wszechświat jest wynikiem współdziałania trzech sił: jedna stwarza, druga niszczy, trzecia stabilizuje. Siły chaosu, czyli zniszczenia, też są porządkiem, tylko o wiele wyższego rzędu i na większą skalę. Oznacza to, że kryje się w nich większa miłość do Boga. Więc jeśli reagujemy na zniszczenie zwiększeniem miłości w duszy, to zniszczenie staje się tworzeniem. Wewnętrzna nienawiść do zniszczeń jest niechęcią, by rozwijać się dalej. Dlatego im większą miłość do Boga odczuwamy wtedy, gdy przydarzają się nam nieprzyjemności, tym głębiej poznajemy wszystko, co zostało stworzone przez Boga.
Jeden z najpoważniejszych etapów mojego poznania rozpoczął się pod koniec 1994 roku. Poczułem, że zaczynam tracić kontrolę nad sytuacją. Pracowałem wtedy według opracowanego przeze mnie schematu, zakładającego że jest ziemskie i jest Boskie. Przywiązanie do ziemskiego rodzi agresję, a następnie – nieszczęścia i choroby. Wyjaśniałem pacjentom, dlaczego Mojżesz zabijał modlących się do złotego cielca. Mojżesz próbował powstrzymać tych, dla których pieniądze i Bóg stały się tym samym. Rozdzielałem to co ziemskie i to co duchowe, Boskie. Natomiast duchowe i Boskie było dla mnie tym samym. Jak tylko koncepcja ziemskich wartości została całkowicie opracowana, postanowiłem, że można już wydawać drugą książkę, a wtedy zaczęły mi się przydarzać dziwne rzeczy.
Po pierwsze, gwałtownie wzrosła liczba chorych, którym nie byłem w stanie pomóc. Ludzie zaczęli mnie zawodzić i oszukiwać w najbardziej niespodziewany sposób – pisałem o tym w drugiej książce. Przy czym liczba takich sytuacji lawinowo rosła.
Chciałem pomóc pewnemu mężczyźnie. Uściskał mi dłoń i był bardzo wdzięczny. Później się okazało, że w tym samym czasie razem ze swoim przyjacielem planował, w jaki sposób odebrać mi jak najwięcej pieniędzy. Gdyby to było zwykłe oszustwo, z łatwością bym to zaakceptował, lecz zdradził mnie człowiek, któremu ufałem i chciałem pomóc. Nie znajdowałem w swoim systemie odpowiedzi, dlaczego tak się stało. Wszystko jest ustalone przez Boga, więc czułem, że ta niedorzeczna historia jest do czegoś potrzebna. Ale do czego – nie byłem w stanie zrozumieć. Jedyne co mogłem zrobić, to pozbyć się obraz i pretensji do tych ludzi. Zrobiłem to dość szybko. O wiele trudniej było nie wyrzec się miłości wobec zdrajców.
„Nieźle – myślałem – zostałem zdradzony, a muszę ich kochać”. Potrafiłem tego dokonać, moje pretensje zniknęły całkowicie, lecz nie zniknęły problemy. Wkrótce po tym wydarzeniu jechałem swoim moskwiczem i nagle wjechałem lewymi kołami najpierw w piasek, a potem w kałużę z błotem. Samochód wyrzuciło na chodnik, po czym wjechał pomiędzy drzewa, tracąc najpierw prawy, a potem lewy błotnik. Gdyby zamiast utraty błotników nastąpiło uderzenie czołowe, na moim miejscu znalazłby się silnik. Były to jednak drobne nieprzyjemności. Najtrudniej było dla mnie patrzeć na to, jak dopracowany w drobiazgach system nie przynosił pacjentom żadnego rezultatu. Powstawało uczucie, że człowiek topi się, a ty zamiast go uratować, machasz mu ręką, stojąc na brzegu.
Pamiętam jeden taki przypadek. Przyszedł do mnie pacjent, który był zdrowy fizycznie, lecz na poziomie pola zaczynały się u niego duże problemy.
– Pańska dusza jest przywiązana do pieniędzy i pomyślnego losu – wyjaśniałem mu. – Podświadoma agresja przekracza poziom śmiertelny, czyli to mina z opóźnionym zapłonem, którą pan w sobie nosi, może wybuchnąć. Powinien pan modlić się nie do ziemskiego, lecz do duchowego i Boskiego.
Uwierzył mi, jego stan zaczął się polepszać, a potem wydarzyło się coś niespodziewanego.
– Rzuciłem pracę – opowiadał mi – nie mam chęci, by pracować. Jakoś przestało mnie interesować wszystko co ziemskie.
– Proszę się nie martwić, to niedługo minie – wyjaśniałem. – Najpierw następuje oderwanie od ziemskiego, pojawia się obojętność wobec niego, a potem człowiek powraca do ziemskiego szczęścia, cieszy się nim, lecz nie jest już do niego przywiązany.
Jednak pacjent nie powracał, odchodził coraz dalej i dalej, a ja nic nie potrafiłem zrobić. Jego żona dzwoniła do mnie i ze łzami w oczach błagała, bym mu pomógł.
– Obawiam się o psychikę męża – mówiła – wszędzie powiesił krzyże i ikony, przestał kontaktować się z przyjaciółmi i krewnymi. Gdy do niego mówię, po prostu mnie nie słyszy.
Więc znowu z nim rozmawiam. Wyjaśniam mu, że już czas, by powrócić do ziemskiego, lecz jemu to nie wychodzi.
– Wie pan, zacząłem tracić zainteresowanie kobietami i ogólnie życiem – opowiada mi.
Oczywiście, że można to było wytłumaczyć specyfiką osobowości pacjenta. Jednak czułem, że to wszystko jest związane z tą narastającą lawiną, której nie potrafię zatrzymać. Oznacza to, że nie wolno wydawać drugiej książki. Informacje, które przekazuję, są niekompletne. Jak nikt inny wiem, jak mocno oddziałują informacje zawarte w książce. W tym czasie rynek przepełniał się pirackimi podróbkami, których treść była taka, że włosy czytelnikom stawały dęba, a wszyscy myśleli, że to ja napisałem. Proponowano mi wydanie drugiej książki w częściach, aby przynajmniej w ten sposób powstrzymać bezprawie na rynku księgarskim, lecz nie mogłem ryzykować. Co więcej, czytelnicy przeczytali nie drugą, lecz trzecią książkę. Prawdziwa druga książka została napisana w 1993 roku. Wziąłem z niej tylko jeden przypadek, a resztę wyrzuciłem do kosza, po czym zacząłem pisać książkę od nowa. Nie chciałem, by druga książka była przeżuwaniem lub powtórzeniem pierwszej. Dlatego, czytając drugą książkę, pojawia się odczucie gwałtownego skoku do przodu. „Jak gdyby pisała zupełnie inna osoba” – wyznawali czytelnicy.
Szczerze mówiąc, w całej tej krzątaninie widziałem jedno: mój system jest niedoskonały, wycofać się nie da, a przede mną jest ściana, której nie potrafię przekroczyć. Nie pokonałbym jej, gdybym nie wiedział, jak ważne są badania dla tych, którzy niedługo zaczną chorować i umierać, nie rozumiejąc, o co chodzi i za co ich to wszystko spotyka.
Teraz już nie pamiętam w szczegółach, jak to się stało, lecz idąc do przodu krok po kroku, powoli zrozumiałem, na czym polegał mój błąd. Dotarło do mnie, że duchowość i Bóg to dwie różne rzeczy, że zdolności i intelekt są pierwszą warstwą duchowości, a u podstaw tego leżą bardziej subtelne warstwy: moralność, przyzwoitość, sprawiedliwość, ideały. Starając się rozwiązać sytuację, dłuższy czas pracowałem przez okrągłą dobę, dochodząc do zrozumienia, że duchowość jest o wiele większą wartością niż to co ziemskie, materialne. Lecz chęć uczynienia duchowości celem jest jeszcze większym wyrzeczeniem się Boga.