Siergiej Łazariew
Diagnostyka karmy, książka 12, Życie jak machnięcie skrzydeł motyla, 2006 r.
Siergiej Łazariew
Diagnostyka karmy, książka 12, Życie jak machnięcie skrzydeł motyla, 2006 r.
Stopnie
Pewnego razu znajomy zadał mi pytanie:
– Dlaczego wśród lekarzy zajmujących się reanimacją i dentystów jest największy procent samobójstw?
Odpowiedziałem tak:
– Usta to symbol pragnień. Życie również jest związane z pragnieniami. Im bardziej lekarz chce pomóc pacjentowi, tym więcej brudu bierze na siebie, a potem zaczynają się choroby, rozwody, chorują dzieci.
– Wychodzi na to, że współczucie dla każdego chorego może doprowadzić do choroby?
– Tak i to bardzo często. Ludzie mi o tym opowiadają.
– Wychodzi na to, że współczucie i pomaganie innym ludziom jest szkodliwe?
– Dla ateisty jest szkodliwe. Jeśli jesteś wierzący i współczujesz innej osobie, to przy tym nigdy nie zapomnisz, że choroba jest zesłana przez Boga. Współczując po ludzku i pomagając komuś innemu, pozostajesz wewnętrznie spokojny, zdając się na Boską wolę. Współczujący ateista to człowiek, który będzie tracił energię i przyciągał choroby i śmierć.
– Przecież wielu niewierzących to całkiem uczciwi ludzie – zaprzeczył mój rozmówca.
– Widzisz rzeczy i sytuacje na przestrzeni krótkiego odcinka czasu. Potrafię bardziej abstrahować, wychodzę na poziomy subtelne i widzę rzeczy w ich dynamice. Mogę twierdzić, że uczciwy, współczujący ateista to człowiek chory, chyba że jest obojętny wobec cierpień innych, czyli tłumiący miłość do nich, a więc powoli wyrodniejący. Mówiąc prościej, ateista nie może być dobry, uczciwy i jednocześnie zdrowy. U człowieka niewierzącego miłość zawsze jest przywiązaniem, więc jest skazany na deptanie siebie lub innych.
Widziałem, że jednak mi nie wierzy i postanowiłem podejść z innej strony.
– Powiedz, czy słyszałeś kiedykolwiek, aby doskonały dowódca był tchórzem i łajdakiem?
Uśmiechnął się i rozłożył ręce:
– To jest niemożliwe, ludzie nie pójdą za nim. Jeśli jest bezwolny i nieuczciwy, to nie może być dowódcą.
– Wspaniale, całkowicie się zgadzam. A czy wielki dowódca może niszczyć swoich żołnierzy, upokarzać ich i traktować lekceważąco?
Znajomy znowu się uśmiechnął i rozłożył ręce:
– To też jest niemożliwe. Jeśli żołnierze nie będą go szanować, to nie pójdą za nim i nie wygra bitwy.
– Racja – uśmiechnąłem się. – Armia Aleksandra Macedońskiego była niezwyciężona, bo każdego z szesnastu tysięcy wojowników znał z twarzy i imienia.
– Przecież Aleksander był poganinem – zauważył mój rozmówca.
– Był poganinem szukającym Jedynego Boga – odpowiedziałem poważnie. – Znajdował się w procesie rozwoju. Jeśli natomiast monoteista staje się poganinem lub ateistą, wówczas można obserwować zupełnie inny obraz. Co innego, jeśli człowiek nie dorósł do rozumienia Jedynego Boga, a co innego, gdy Go odrzuca.
– A co tam mówiłeś o dowódcy?
– Dobrze, wymień proszę najbardziej utalentowanego, znaczącego dowódcę radzieckiego?
Na chwilę się zamyślił, patrząc przed siebie, a potem powiedział:
– Żukow.
– Czy można go nazwać utalentowanym?
– Bez wątpienia – odpowiedział.
– Nie będę poruszał jego operacji wojennych. Po prostu wyjaśnij mi taki fakt. Po wojnie w Związku Radzieckim została stworzona bomba atomowa. Niedaleko miasta Tock był poligon doświadczalny. Naukowcy uprzedzali, że nie tylko wybuch, lecz także jego skutki mogą być niebezpieczne dla człowieka. Zostało postawione zadanie, by wyjaśnić, jakie skutki dla zdrowia żołnierzy może mieć wybuch atomowy. Przy czym zauważ – podniosłem palec – to nie były czasy wojenne, kiedy życie jest o wiele mniej cenne. Otóż Żukow posłał tam żołnierzy, przewidując, że po przejściu przez zakażone terytorium mogą chorować i umierać. Jak myślisz, ilu ludzi tam posłał?
Znajomy się zamyślił.
– Pewnie około 50 osób.
Potem zaważył moje spojrzenie i natychmiast poprawił się:
– Kompanię, sto ludzi.
– Więcej – powiedziałem. – O ile wiem, wysłał tam 40 000 ludzi, cztery dywizje.
– Po co było niszczyć tylu ludzi? – zapytał zdumiony.
Rozłożyłem ręce:
– Aby otrzymać najbardziej dokładny obraz sytuacji, aby statystycy mieli łatwiejszą pracę. W ten sposób zachowywał się najlepszy z dowódców. Pozostali często byli o wiele lepsi w niszczeniu swoich żołnierzy, dlatego naród radziecki zmienił się w mięso armatnie i na każdego zabitego niemieckiego żołnierza przypadało czterech radzieckich. Jedną z głównych cech rozpoznawczych radzieckiego kierownika, bądź to na stanowisku wojskowym, gospodarczym czy partyjnym, była bezduszność i bezlitosność. Jest to typowe zachowanie ateisty.
– Przecież sam system zmuszał ich do bycia takimi – nie wytrzymał mój znajomy.
– Zgadza się, to był ateizm podniesiony do rangi systemu. Bezlitosny stosunek do ludzi, ich niszczenie socjalizm uznawał za normę.
– Dobrze – powiedział mój rozmówca. – W takim razie powiedz, dlaczego komunizm nie przyjął, nie przyswoił wiary w Boga, przecież wtedy byłby niepokonany?
– A jak myślisz, dlaczego jeden z ojców teorii komunistycznej napisał takie słowa: „Kiedy chodzi o interesy proletariatu, nie może być żadnej mowy o moralności i zasadach moralnych”?
Znajomy patrzył na mnie za zdumieniem:
– Tego nie da się wyjaśnić.
– Nieprawda, po prostu trzeba wiedzieć, z jakiej strony patrzeć. Pojęcie moralności i zasad moralnych przychodzą do nas poprzez religię. Właśnie ona zmusza nas do przezwyciężania egoizmu, do pokonywania ubóstwiania pragnień i pomyślności, pomaga poczuć się jednością z innymi ludźmi. Poganin też może mieć takie uczucia, ale dla niego jest to zjawiskiem przypadkowym, natomiast dla osoby wierzącej to norma, konsekwencja wiary. Wracając do cytatu, dlaczego Engels wyrzekał się moralności? Ponieważ była to zawoalowana rezygnacja z religii. Wówczas powstaje pytanie: czym była uwarunkowana ta rezygnacja, dlaczego religia nie była potrzebna? Ponieważ komunizm, w istocie swojej, jest alternatywą dla religii. A dokładniej była to pierwsza próba połączenia nauki i religii.
Każdy człowiek, kiedy współczuje innemu, nawet jeśli jest wierzący, zawsze bierze na siebie trochę brudu i potem się oczyszcza. Działa to jak szczepionka. Łatwiej jest pozbyć się cudzych grzechów, jeśli jednak uzdrawianie staje się pracą, a dążenie do Boga jest niewystarczające, to można nazbierać bardzo dużo problemów, które przekształcą się w realne choroby.
Wszyscy mówią, że bioenergoterapeuta może negatywnie oddziaływać na pacjenta, zwłaszcza jeśli jest niewierzący. Natomiast nikt nawet nie podejrzewa tego, że bioenergoterapeuta może wziąć brudy na siebie. Uzdrowiciele biorą na siebie wiele problemów, a potem chorują, wariują, umierają – zwłaszcza jeśli leczą chorych na raka. Czernieje ich dusza, umierają dzieci, itd.
Na poziomie subtelnym wszyscy jesteśmy jednością, dlatego nasze emocje mogą się mieszać, a dusze sklejać się ze sobą. W Anglii psychiatra po dwóch latach pracy powinien wziąć roczny urlop, czyli jego dusza i emocje powinny się oczyszczać. U nas psychiatrzy stają się coraz bardziej podobni do swoich pacjentów, ale ten problem jakby nie istnieje.
– Z lekarzami wszystko jest jasne – powiedział znajomy. – Sam jestem lekarzem, opowiedz mi o uzdrowicielach.
– Proszę bardzo – powiedziałem. – Wyobraź sobie taką sytuację. Do świętego przyszedł chory człowiek. Święty pomodlił się i człowiek wyzdrowiał. Co się przy tym dzieje? Choroba jest związana z naszymi podświadomymi emocjami. Mówiąc prościej, grzech odkłada się w naszych uczuciach, które przenikają głęboko do podświadomości i tam tkwią. Święty kieruje się ku miłości i Bogu, jego uczucia oczyszczają się na bardzo głębokim poziomie. Jeśli uczucia, dusza chorego wyrównują się, to on zdrowieje, ale w tym celu trzeba połączyć się ze świętym, otworzyć przed nim swoją duszę, uwierzyć w Boga.
Każda emocja to skondensowana przestrzeń i czas. Emocja to sytuacja. Dlatego gdy zmieniamy swoje bardzo głębokie emocje, to zmieniamy swój charakter i swój los.
A teraz wyobraź sobie, że człowiek przychodzi do uzdrowiciela, który myśli o pieniądzach, sławie, o swojej kochance. Czy taki uzdrowiciel może pomóc? Raczej nie pomoże oczyścić duszy, natomiast przerzucić chorobę z jednego narządu na drugi, zrzucić brudy w duszę pacjenta lub na jego dzieci – to owszem. Jest jeszcze jeden wariant – uzdrowiciel weźmie chorobę na siebie, czyli bierze na siebie cudzy grzech, a pacjent staje się czysty.
Czy wiesz, co jest największą demoralizacją na świecie? To brak kary. Popycha to do jeszcze większych grzechów i na dobre odwraca od Boga. Otóż wielu uzdrowicieli postępuje właśnie w ten sposób.
Była u mnie na wizycie kobieta z bardzo poważnymi problemami. Zdiagnozowałem, że jest ona bardzo przywiązująca się – stąd zazdrość, obraźliwość, zwiększony lęk o życie bliskich, problemy ze zdrowiem, w życiu osobistym, itd. Co radzę w takich przypadkach? Po pierwsze poczuć, że miłość do Boga jest większą przyjemnością niż miłość do innego człowieka. Po drugie przyjąć ból, zdradę, obrazę, utratę ukochanej osoby jako lekarstwo, jako oczyszczenie Boskiej miłości. Zachować miłość w chwili obrazy, utraty, rozstania się. Potem nauczyć się przebywać w samotności, ograniczyć się w jedzeniu i seksie, ponieważ niepowstrzymywanie pragnień szkodzi duszy i ciału. Następnie zawsze oddawać ukochanej osobie więcej, niż brać od niej.
Zazdrość to zależność od pragnień, a podejście konsumpcyjne zwiększa zależność. Człowiek musi być słońcem, źródłem, a nie kałużą. Można pomóc sobie dietą, ziołami oraz przestać się przejadać i nie jeść tego, co wzmacnia zazdrość, czyli słodyczy, chleba na drożdżach, piwa, itd. Zazdrość uderza we wzrok, uszy, stawy, przy zazdrości cierpi serce i układ moczowo-płciowy, a więc wszystkie zioła i recepty ludowe wzmacniające ten układ, stawy, serce, wzrok mogą pomóc we własnej zmianie i przezwyciężeniu swoich problemów.
Przywiązanie do ludzkich wartości następuje, tylko jeśli jest agresja. Jeśli spożywamy jedzenie lub uprawiamy seks bez specjalnego apetytu lub pragnienia, to przywiązanie, zależność wybucha tak samo, jak przy agresji. Długo myślałem na ten temat i w końcu zrozumiałem, dlaczego. Wewnętrzna agresja tłumi miłość. Jeśli robimy coś bez miłości, to zaczynamy od tego zależeć i się przywiązywać. Miłość to najwyższa energia, z niej pochodzą wszystkie pragnienia. Oznacza to, że jeśli robimy coś bez specjalnego pragnienia, to wyrządzamy szkodę naszej duszy.
Ojciec zmusił Mozarta do bycia wspaniałym muzykiem, przemocą i bez specjalnej miłości, dlatego spotkała go wczesna śmierć. Jeśli mamy przeciążenia, ale jest miłość i poczucie lotu, czyli energia, to te przeciążenia mogą dać mocny impuls do rozwoju, ponieważ będą popychać nas ku większej intensywności miłości. Jeśli jednak przeciążenia będą długie i pozbawione pozytywnych emocji, to będzie to wyniszczeniem miłości w duszy – i, aby zatrzymać ten proces, po takich przeciążeniach trzeba będzie zachorować lub umrzeć, by miłość pozostała.